poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział 4 "Dom nad jeziorem"

Jechaliśmy i jechaliśmy. Na każde moje pytanie "Jak daleko jeszcze?" Itachi mamrotał swoje "Daleko". Słońce oświetlało mi jedną stronę twarzy, przez co nie mogłam się zdrzemnąć. Z radia sączyła się jakaś melodia, której nie znałam. Westchnęłam głęboko. Nie chciałam rozmawiać z brunetem. Na jego twarzy widniał grymas niezadowolenia i lekkiego... strachu. Wole nie dyskutować, nie chcę się kłócić, skoro ma inne problemy na głowie. W dłoniach trzymałam buteleczkę wody, która teraz nie była już zbyt zimna, ale upiłam z niej łyk. Wjeżdżaliśmy właśnie w las. Nareszcie trochę cienia. Od kilkunasty kilometrów nie widziałam już żadnych budynków. Pustkowie, ale ładna okolica. Z za drzew pobłyskiwała woda niewielkiego jeziorka. Oczami wodziłam po drzewach, aż w końcu zrobiło mi się niedobrze.
-Itachi ...
-Nie już nie daleko- westchnął- Błagam nie pytaj mnie. Sakura co ci się stało ?
-Niedobrze mi- trzymałam kurczowo klamkę drzwi...
-Ale z tobą utrapienie- pospiesznie zaparkował samochód na poboczu i pomógł mi wyjść na zewnątrz - Pooddychaj świeżym powietrzem.
Usiadłam na duży kamień i głęboko oddychałam. Itachi stał oparty o samochód i przyglądał mi się. Nie lubię jak ktoś się we mnie tak wpatruje. Czemu nie potrafię z jego oczu nic wyczytać. Jest jak skała, skała którą nie mogę skruszyć. Nudności powoli odpuszczały.
-Chcesz się napić ?
-Tak- podał mi butelkę.
-Lepiej ci już ? Możemy jechać dalej, jesteśmy prawie na miejscu.
-Myślę, że tak.
-To świetnie- pogłaskał mnie po głowie, schował ręce do kieszeni i wolnym krokiem ruszył w stronę auta.
      Zatrzymaliśmy się przed małym, drewnianym domkiem w środku lasku. Nie był to duży budynek, ale miał dwa pietra. Brunet wyjął nasze bagaże z samochodu i po chwili grzebania w kieszeniach wyciągnął klucze od domku. Zamknął bagażnik i ruszył w stronę drzwi. Kiedy uporał się ze starym zamkiem gestem ręki zaprosił mnie do środka. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to kominek sporych rozmiarów. Meble jak i ściany były drewniane. Na środku salony leżał biały kudłaty dywan. Kilka obrazów i figurek nadawały pomieszczeniu ciepła i uroku. Przeszliśmy do sypialni gdzie stało dwuosobowe łóżko ze świeżą białą pościelą.
-Powinnaś się rozpakować i trochę poleżeć.
-A co z moimi obowiązkami jako twoja osobista służąca mój panie ? - świdrowałam go wzrokiem.
-Zwalniam cię z tej posady...
-Ależ młody pani-
-Skończ proszę. Powinnaś się cieszyć z tego co powiedziałem, a nie odwalać jakieś głupie scenki.
-Phi...Dziękuję, że się nade mną zlitowałeś.
-Litość? Nie to nie to.
-To może mi wytłumaczysz co cię skłoniło do takich przemyśleń?
-Nie teraz, może później...- ruszył w stronę wyjścia z pokoju- Nawet nie wiesz jak bardzo mi teraz jesteś potrzebna. Być może to ty mnie wybawisz...
      Zaniepokoiły mnie jego słowa, które wypowiedział prawie niesłyszalnie. Co on kombinuje? Może i znam prawdę o sobie, ale on jest chodzącą zagadką. Nie podoba mi się to. Wypakowałam swoje i przy okazji Itachiego ciuchy i położyłam się na łóżku. Trochę kręciło mi się w głowie. Martwię się o niego, przez te ostatnie dni jest jakiś dziwny. Przez to, że przebywam z nim dość często staje się dla mnie kimś ważnym. Nie mogę to nazwać jeszcze miłością. Ciągnie mnie do niego jakby był jakimś magnesem. Nie zorientowałam się jak zasnęłam.
      Przebudziłam się, gdy za oknem zachodziło słońce. Przekręciłam się na drugi bok i natchnęłam się na twarz leżącego obok mnie Itachiego. Uśmiechnęłam się lekko, a on pogładził wierzchem dłoni mój policzek, po czym swoje czoło oparł na moim.
-Nie masz gorączki, a już się wystraszyłem, że się rozchorujesz.
-Jak widzisz wszystko ze mną dobrze. Od kiedy jesteś aż tak przesadnie miły ?
-Nie rozumiem o co ci chodzi - zmarszczył brwi - Zachowuję się przecież jak zazwyczaj.
-Mylisz się. Zupełnie inaczej odnosisz się do mnie w domu. Tu jesteś jakiś milszy, ale też bardziej rozkojarzony. Martwię się o ciebie.
-Nie musisz. Wiesz przecież, że zupełnie nic się nie dzieje.
-Trudno mi w to uwierzyć. Ale powinieneś już wiedzieć, że możesz mi wszystko powiedzieć. Jestem ci bardzo wdzięczna, że mogłam zostać, w dalszym ciągu trochę się ciebie boję, po tej sytuacji ze szkłem, jednakże w sercu czuję, że coś każe mi być przy tobie... Jeszcze tego w pełni nie pojęłam.
-Miło mi to słyszeć. Gdybym zapytał się czy zostaniesz ze mną przez resztę życia jako moja żona, co byś odpowiedziała?
-Nie zgodziłabym się.
-Jesteś strasznie zimna- pokręcił głową z lekkim uśmiechem.
-Tu nie chodzi o ciebie, no dobra może w jakimś stopniu tak. Nie odnalazłabym się w roli twojej żony. Nie chcę mieć męża, dzieci i wielkiego domu z ogródkiem.
-Może coś na to zaradzę ?
-Nie próbuj. Zostanę przy tobie, gdyż muszę, ale mam też własne powody. Niezależnie od wszystkiego i tak "będę twoja".
-Jesteś zła na swoją rodzinę, że tak łatwo cię oddali ?
-To raczej nie złość. Taka moja rola, przecież urodziłam się by mieć taki los.
-Jesteś nadzwyczajnie inteligentna- pocałował mnie w czoło - Ale na serio nie-
-Itachi, nie, nigdy przenigdy bym się nie zgodziła.
-Dobra już więcej nie pytam...Ale wiedz, że i tak dopnę swego - wypowiedział te słowa z grobową miną - A skoro czujesz się lepiej chciałbym cię gdzieś zabrać.
-Gdzie?
-Tajemnica - zadzwonił jego telefon - Poczekasz minutkę ?
-Jasne.
     Brunet wyszedł z pokoju. W prawdzie mówiąc zaskoczył mnie pytaniem o małżeństwo. Ciężko mi go rozgryźć, no bo jaką korzyść miałby ze zrobienia najpierw ze mnie swojej pokojówki, a później żony. Teraz jak sobie dobrze przypomnę, to przy rozpakowywaniu jego rzeczy zauważyłam pudełeczko z jakimiś tabletkami. Nie było nazwy, a całkowicie wyleciało mi z głowy, aby zapytać się o nie Itachiego, chociaż go znając to pewnie odburknąłby tylko coś, nie tłumacząc mi w końcu nic. On i te jego humory. Czekałam na niego jeszcze kilka dobrych minut.
-Przepraszam, miałem naprawdę ważną sprawę do obgadania
-Rozumiem- odpowiedziałam lekko już znudzonym głosem.
-W zamian mogę ci powiedzieć gdzie idziemy...
-Chętnie posłucham- rozpromieniłam się- Nie lubię niespodzianek.
-Pamiętasz to jezioro, które mijaliśmy jadąc tu?
-Tak. Było naprawdę piękne.
-Co powiesz na to, abyśmy się nad nie wybrali ? Możemy podziwiać piękny zachód słońca...
-Kusząca propozycja.
-To ruszajmy- złapał mnie za rękę.

~*~

Szła trzymając mnie ciasno za dłoń. Nuciła coś pod nosem. Był piękny wieczór z rozpościerającym się zachodem słońca. Trochę myślałem o jej słowach dotyczących małżeństwa. Jednak twarda i oschła z niej dziewczyna. Spojrzałem na nią. Była naprawdę piękną kobietą. Na pierwszy rzut oka nie zawsze można to dostrzec, ale przy przebywaniu z nią zauważyłem jej atuty. Nasze oczy się spotkały. Zauważyłem w nich pewne podekscytowanie, a z małych usteczek padły słowa:
-Czemu mi się tak przyglądasz?
-Wiesz, że jesteś bardzo urocza ?
-P-przestań- na jej policzkach pojawiły się rumieńce.
-Niby nic dla ciebie nie znaczę, a rumienisz się przy każdym komplemencie. Jesteś naprawdę ciekawą osobą 
-Ne powiedziałam, że nie jesteś dla mnie nikim ważnym, lubię cię, ale nie w sensie miłosnym...
-Czyli zgodziłabyś się na seks?
-Jeśli nic by nie znaczył to czemu nie ?- wzruszyła ramionami.
-Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi z tak niewinnie wyglądających usteczek
-Wiesz, może nie wyglądam ale nie jestem taka grzeczna- zaśmiała się cichutko.
   Stanęliśmy na piasku, który jeszcze był lekko jeszcze lekko ciepły. Zdjąłem buty i podwinąłem trochę nogawki od spodni, a Sakura powtórzyła po mnie. Objąłem ją ramieniem, a ona wtuliła się we mnie mocniej. Woda oblewała nam stopy. 
-Chciałabym się wykąpać bo woda w jeziorze jest taka cieplutka.
-No to na co czekasz ?
-Nie mam stroju kąpielowego, a w bieliźnie nie chcę się kąpać- zrobiła zasmuconą minę
-A szkoda chciałbym cię zobaczyć w seksownym stroju kąpielowym- zamruczałem jej do ucha.
-Masz same perwersyjne myśli. Mogę się wykąpać, ale tylko pod jednym warunkiem.
-A więc co ta różowa główka wymyśliła ?
-Wykąpię się bez ubrań jeśli ty nie będziesz podglądać. Przycupniesz sobie na tamtym kamyku i poczekasz aż trochę się pomoczę w wodzie- wskazała mi ręką duży kamień.
-W sumie czemu nie... - odwróciłem się i wolnym krokiem podszedłem do głazu po czym przycupnąłem na nim zapalając papierosa. 
-Nie patrzysz ! - usłyszałem krzyk dziewczyny.
-Nieeee.
-To dobrze !
     Siedziałem przez chwilę spokojnie, ale w końcu pokusa wzięła nade mną górę. Spojrzałem w kierunku gdzie w wodzie taplała się dziewczyna. Stała do mnie tyłem. Miała naprawdę ładne ciało, z ślicznie jasną skórą. Długie różowe włosy opadały bezwładnie na plecy. Rzuciłem papierosa gdzieś w dal i wstałem. Szybko, ale jak najciszej szedłem w stronę dziewczyny. Złapałem ją w pasie. Jej pisk rozniósł się echem. 
-Itachi odejdź i nie patrz się ! - szarpała się.
-Przecież widziałem cię już nagą więc co się tak denerwujesz?- całowałem jej szyję.
-To były inne sytuacje ...
-Tak, tak- moje dłonie wędrowały po jej brzuchu- a z resztą sama powiedziałaś, że nie masz nic przeciwko gdybyśmy....
-W takim miejscu?!- spojrzała na mnie- Nie bądź śmieszny.
-A czemu nie ? Jest ciepło, ty już jesteś rozebrana...
-No nie wiem... - pocałowałem ją, a ona odwzajemniła pieszczotę.
     Odwróciła się do mnie przodem i naparła biustem na moją klatkę piersiową. Dotknąłem jej pośladków, a ona objęła nogami moje biodra. Niosłem ją na brzeg cały czas całując. Jej gorące wargi napawały mnie uczuciem, którego jeszcze nigdy nie doznałem. Wyszliśmy z wody. Położyłem ją na piasku. Odgarnąłem z jej twarzy kilka niesfornych kosmyków. Policzki miała czerwone jak piwonie i oddychała ciężko. Całowałem jej szyję, dekolt i piersi. Cichutko wzdychała po każdym pocałunku. Wziąłem w dłoń jedną z jej jędrnych piersi i masowałem. Przejechałem językiem po jej brzuchu. Moja ręka zjechała do jej najczulszego miejsca. Zagłębiłem w niej dwa palce. Z każdą chwilą robiła się co raz bardziej mokra. Krzyknęła błogo, a na palcach poczułem jej ciepłe soki. Lekko zdyszana przewróciła mnie na plecy i usiadła na mnie okrakiem. Rozpinała moją koszulę jeżdżąc palcem po moich mięśniach. Jej zwinne ręce dotarły do zapięcia moich spodni. Powoli rozpinała guzik, a gdy się już uporała zsunęła je wraz z bokserkami. Wzięła do rąk moje przyrodzenie i przejechała po całej jego długości. Wsadziła go do swych gorących ust. Przymknąłem oczy z rozkoszy jakiej mi dawała. Po kilku minutach do jej ust naleciała biała ciecz, którą całą połknęła. Znów leżałem na niej.
-Jesteś już gotowa...- wyszeptałem jej do ucha na co przytaknęła.
Wszedłem w nią wolnym ruchem, tak aby czuła jak najmniejszy ból, jednak i tak na jej twarzy malował się grymas bólu. Natrafiłem na przeszkodę. Czyli była dziewicą.... Wszedłem do końca i powoli zacząłem ruszać biodrami. Na twarzy dziewczyny pojawił się wyraz rozkoszy. Szybko dostosowała się do moich ruchów. Nasze jęki rozchodziły się echem. Doszedłem w jej środku parę minut po niej. Po wszystkim ubraliśmy się, ale Sakura była już tak senna, że ledwo szła. 
-Chodź wezmę cię na ręce- zaproponowałem.
-Sama sobie poradzę- przetarła oczy.
-Ależ nalegam- uniosłem ją do góry i usadowiłem wygodnie w moich ramionach. Wtuliła się we mnie, a zanim doszliśmy do domu ona już smacznie spała. Położyłem ją na łóżku i pocałowałem w czoło. Musiałem jeszcze załatwić jedną sprawę....





poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 3 "Twoja egzystencja"

Kolejny raz śniło mi się moje dzieciństwo. Wiecznie ta sama scena. Spotkanie mojego rodu z jakimś innym. Miałam w tedy 5... no może 6 lat. Nie pamiętam dokładnie. Siedziałam u mamy na kolanach, a ona po cichu bawiła się ze mną. Mój ojciec rozmawiał z jakimś mężczyzną, koło którego siedziała ładna, skromna kobieta- jego żona najprawdopodobniej. Na chwilę moje oczy zatrzymują się na chłopaku siedzącym niedaleko. Był starszy ode mnie trochę starszy. Miał dłuższe włosy i spokojny wyraz twarzy. Kiedy zorientował się, że spoglądam na niego uśmiechnął się lekko i puścił perskie oko. Chciałam do niego podejść jednak mama mi nie pozwoliła. Mój ojciec mówił coś głośno z poddenerwowaniem. Macham do chłopca, a on odmachuje. Dalej wszystko się rozmywa. 

     Leżałam na łóżku z głowom zakopaną w poduszki. Od tej całej chorej sytuacji robiło mi się niedobrze. Tak podle mnie oszukał, a ja już po woli zaczynałam go nie nie lubić. Westchnęłam. Nie odzywałam się już do niego od 3 dni. Nie przychodzi do pokoju, śpi w innym, nic nie mówi i czuć od niego alkoholem. W domu z resztą też mój ojciec miał przede mną tajemnice. Pozwalał mi na wiele, ale nigdy nie chciał tłumaczyć różnych spraw. Jestem jego następczynią, a wiem tyle ile wzięta z ulicy osoba.
      Dość mam takiego bezczynnego siedzenia i narzekania na swój los. Jestem pewna, że Itachi nie zrobi pierwszego kroku i mogę tu nieświadomie siedzieć do śmierci... Dzisiaj z nim porozmawiam. Nie ma na co czekać. Wyszłam z pokoju. Nie mam zielonego pojęcia gdzie w tym wielkim domu jest brunet. Powoli schodziłam po schodach i kierowałam się ku drzwi wejściowych gdyż zawsze kręciły się tam jakieś pokojówki. Akurat jedna sprzątała główny hol. Podeszłam do niej szybko.
-Przepraszam może wiesz gdzie jest Itachi ?
-To chyba ty jesteś jego prywatną pokojówką, więc powinnaś sama wiedzieć- wysoka blondynka z włosami zawiązanymi w kucyk spojrzała na mnie z oburzeniem.
-Nie mam żadnej potrzeby wiedzieć gdzie znajduje się ten idiota przez 24 godziny na dobę ...
-Myślisz, że jak jesteś z nim bliżej to jesteś kimś lepszym ?
-Proszę bardzo weź moją posadę. Mi w ogóle na tym nie zależy.
-Oh służąca, a taka pyskata....
-Nie masz najmniejszego prawa komentować mnie i mojego postępowania gdyż nie znasz mnie ani trochę.
-Wszystkie kręcące się koło rodu Uchiha są takie same- lecą tylko na kasę i władzę.
-Ale nie ja - zmierzyła mnie wzrokiem.
-Nie wydaje mi się... Ale powiem ci, gdyż później nie chcę mieć przechlapane. Jego pokój jest na drugim piętrze. Ostatni po lewej stronie.
-Dziękuję- wymusiłam uśmiech.
     Szybki krokiem ruszyłam w stronę mojego celu. Lekko się denerwowałam, lecz chciałam jak najszybciej dowiedzieć się o co tu tak właściwie chodzi. Może mi powie w końcu mam prawo wiedzieć o takich rzeczach.
     Stałam przed dużych rozmiarów drzwiami. Powoli nacisnęłam klamkę popychając w wolnym tempie drzwi. Przez narastającą szparę zobaczyłam, że w pokoju panuje ciemność, chociaż na dworze jest widno. Weszłam zdecydowanym krokiem. To ciemne firanki zasłaniały dopływ światła. Moje oczy w końcu przyzwyczaiły się do półmroku. Nie mogłam jednak znaleźć wzrokiem Itachiego. Coś poruszyło się na łóżku.  W pierwszej chwili wystraszyłam się, ale po pierwszym szoku podeszłam bliżej. Moim oczom ukazał się brunet śpiący w otoczeniu kilku butelek po alkoholu. Westchnęłam i pokręciłam głową. Taki duży mężczyzna, a jak dziecko się zachowuje. Pozbierałam wszystkie butelki i postawiłam je na stoliku nieopodal łóżka. W sumie to wyglądał uroczo w tych rozpuszczonych, długich włosach opadających mu na śpiącą twarz. Zauważyłam, że ubrany był w luźne pięknie zdobione kimono koloru krwi. Mimowolnie odgarnęłam mu delikatnie z twarzy niesforne kosmyki. Jego senne powieki zaczęły się otwierać, a ja szybko zabrałam dłoń. Spojrzała na mnie beznamiętnie i ziewnął ospale.
-Co tu robisz? - zapytał się przeczesując dłonią włosy.
-Chcę się w końcu dowiedzieć prawdy, a nie siedzieć bezczynnie. A tak właściwie co ty sobie wyobrażasz siedząc tu jak jakiś menel ?  Człowieku zachowuj się, tak jak przystało na głowę rodu.
-Ale ja nie chcę i nigdy nie chciałem. Nie moja wina, że urodziłem się jako pierwszy ...
-Masz rodzeństwo? - zapytałam, aby lekko rozluźnić rozmowę.
-Tak. Mam młodszego brata, który usilnie próbuje mnie zabić. Miłe co nie ?- uśmiechnął się kpiąco.
-Taaa... To co wytłumaczysz mi wszystko ?
-Aż tak bardzo chcesz wiedzieć o wszystkim ? Nie lepiej żyć w błogiej niewiedzy ?
-Nie. Czuję się swobodnie w twoim towarzystwie, no może nie zawsze, jeszcze mnie noga boli po twoim wybryku, ale skoro mam tu zostać to głupio bym się czuła wiedząc, że masz przede mną jakąś tajemnicę. Ty i moja rodzina.... - bawiłam się palcami.
-W gruncie rzeczy, to i tak prędzej czy później dowiedziałabyś się prawdy o wszystkim. Usiądź.
-Nie. Postoję.
-Siadaj ! - szarpnął mnie za rękę, tak że upadłam na łóżko.
-Śmierdzisz nadal alkoholem. Zostaw mnie.
-Mówi się trudno. Chcesz się dowiedzieć prawdy, to musisz to znieść.
-Niech ci będzie.
     Jego ręka wędrowała po mojej nodze. Nic nie mówiłam, ze względu na to że odrobinkę mi się to podobało i jak najszybciej chciałam wysłuchać tego co ma mi do powiedzenia.
-Zapewne tego nie pamiętasz, ale ja znam cię od urodzenia - świdrował mnie wzrokiem - Od samego początku twój los był w moich rękach.
-Nie rozumiem - zmrużyłam oczy.
-Narodziłaś się aby być przy mnie. Jesteś  "ofiarą" w celu udobruchania mojego rodu, aby nie zaatakował rodu Kurama i jednocześnie twojego bo sama przecież wiesz, że....
-Nasze rodziny są od siebie zależne. Jeśli my albo oni zostali by zaatakowani, ci drudzy muszą im pomóc.
-Tak dokładnie - pogłaskał mnie po głowie- Po raz pierwszy spotkaliśmy się gdy miałaś pięć lat. Naprawdę byłaś uroczym dzieckiem. Nawet machałaś do mnie i chciałaś podejść, jednak twoi rodzice robili wszystko, abyś jak najpóźniej dostała się w nasze ręce.
-Czyli to jednak nie był sen - moje oczy lekko zadrgały - Przyśniła mi się taka sytuacja.
-Nie powiem... Ciekawe. Tak więc teraz rozumiesz. Twoja egzystencja istnieje tylko dzięki mnie. Nie było by potrzeby, abyś przyszła na świat, gdyby ta sytuacja nie zaistniała. Twoja matka nie lubiła dzieci....
-A w moim śnie wydawała się taka dobra - łzy napłynęły mi do oczu.
-Czemu płaczesz ? - przytulił mnie do siebie.
-Nie wiem.... Zrobiło mi się nagle jakoś tak smutno i  łzy same popłynęły.
-Oj no już nie płacz, było minęło, teraz mogę się cieszyć obecnością takiej pięknej kobiety.
-Dziękuję za komplement, ale jakoś ciężko mi teraz myśleć o mojej rodzinie, która tak mnie okłamywała.
-Nie martw się moja rodzina cię za to lubi. Nie cała, ale większa część.
-Czyli do końca jednak nie jestem lubiana ? - uśmiechnęłam się przez łzy,
-Mój bart ma wiecznie jakieś pretensje do całego świata... To dzieciak, jest jeszcze głupi.
-I nie było łatwiej mi o wszystkim powiedzieć - dotknęłam jego policzka i przybliżając się do jego ust złożyłam na nich pocałunek.
-Nie chciałem abyś była przez takie błahostki smutna.
     Pogłębiliśmy pocałunki. Jedną ręką oparłam się o jego tors. Trwaliśmy tak przez chwilę, aż do momentu, w którym ktoś wszedł do pokoju.
-Młody paniczu ! Panicz Sasuke się tu zbliża.
-Kurwa. Zarządzam to co zawsze. Przygotować samochód !
-Itachi co się dzieje ?
-Nic. Na kilka dni musimy wyjechać. Miłe miejsce rozerwiesz się - nerwowo złapał mnie za dłoń.
-Kim jest ten Sasuke ? Czemu przed nim uciekasz ?!
-To mój brat. Nie nie uciekam, ale zawsze jak on tu przebywa, mogę mu zrobić coś złego, a tego ród by mi nie darował.
-Ah. Rozumiem.
-Wiesz, w lewym skrzydle domu mieszkają moi rodzice... Sytuacja za każdym razem nie wygląda dla mnie korzystnie. A nie chcę wchodzić w konflikt z tym gówniarzem...
-Okej rozumiem to co zbieramy się ? Muszę się spakować
-Nie. Nie musisz. Od samego początku byłem przygotowany na taką akcję, musimy iść tylko do samochodu - mówiąc to ubierał się w szybkim tempie.
-W sumie to co on by takiego mógł zrobić tobie, a ty jemu, jakby nie patrzeć jesteście rodziną, a...
-A rodzinie nie można ufać, to nie ja wynajmuję płatnych zabójców aby go zabili.
-Twój braciszek to niezłe ziółko.
-Kochanie nie chcesz go poznać - pocałował mnie w czoło - A teraz chodź.
     Nie pomyślałam, że ta wyprawa może mieć opłakane skutki. Ale kto się przejmuje wszystkim na zapas? Czasami jest na coś za późno, a coś innego się otwiera przed nami.