poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział 4 "Dom nad jeziorem"

Jechaliśmy i jechaliśmy. Na każde moje pytanie "Jak daleko jeszcze?" Itachi mamrotał swoje "Daleko". Słońce oświetlało mi jedną stronę twarzy, przez co nie mogłam się zdrzemnąć. Z radia sączyła się jakaś melodia, której nie znałam. Westchnęłam głęboko. Nie chciałam rozmawiać z brunetem. Na jego twarzy widniał grymas niezadowolenia i lekkiego... strachu. Wole nie dyskutować, nie chcę się kłócić, skoro ma inne problemy na głowie. W dłoniach trzymałam buteleczkę wody, która teraz nie była już zbyt zimna, ale upiłam z niej łyk. Wjeżdżaliśmy właśnie w las. Nareszcie trochę cienia. Od kilkunasty kilometrów nie widziałam już żadnych budynków. Pustkowie, ale ładna okolica. Z za drzew pobłyskiwała woda niewielkiego jeziorka. Oczami wodziłam po drzewach, aż w końcu zrobiło mi się niedobrze.
-Itachi ...
-Nie już nie daleko- westchnął- Błagam nie pytaj mnie. Sakura co ci się stało ?
-Niedobrze mi- trzymałam kurczowo klamkę drzwi...
-Ale z tobą utrapienie- pospiesznie zaparkował samochód na poboczu i pomógł mi wyjść na zewnątrz - Pooddychaj świeżym powietrzem.
Usiadłam na duży kamień i głęboko oddychałam. Itachi stał oparty o samochód i przyglądał mi się. Nie lubię jak ktoś się we mnie tak wpatruje. Czemu nie potrafię z jego oczu nic wyczytać. Jest jak skała, skała którą nie mogę skruszyć. Nudności powoli odpuszczały.
-Chcesz się napić ?
-Tak- podał mi butelkę.
-Lepiej ci już ? Możemy jechać dalej, jesteśmy prawie na miejscu.
-Myślę, że tak.
-To świetnie- pogłaskał mnie po głowie, schował ręce do kieszeni i wolnym krokiem ruszył w stronę auta.
      Zatrzymaliśmy się przed małym, drewnianym domkiem w środku lasku. Nie był to duży budynek, ale miał dwa pietra. Brunet wyjął nasze bagaże z samochodu i po chwili grzebania w kieszeniach wyciągnął klucze od domku. Zamknął bagażnik i ruszył w stronę drzwi. Kiedy uporał się ze starym zamkiem gestem ręki zaprosił mnie do środka. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to kominek sporych rozmiarów. Meble jak i ściany były drewniane. Na środku salony leżał biały kudłaty dywan. Kilka obrazów i figurek nadawały pomieszczeniu ciepła i uroku. Przeszliśmy do sypialni gdzie stało dwuosobowe łóżko ze świeżą białą pościelą.
-Powinnaś się rozpakować i trochę poleżeć.
-A co z moimi obowiązkami jako twoja osobista służąca mój panie ? - świdrowałam go wzrokiem.
-Zwalniam cię z tej posady...
-Ależ młody pani-
-Skończ proszę. Powinnaś się cieszyć z tego co powiedziałem, a nie odwalać jakieś głupie scenki.
-Phi...Dziękuję, że się nade mną zlitowałeś.
-Litość? Nie to nie to.
-To może mi wytłumaczysz co cię skłoniło do takich przemyśleń?
-Nie teraz, może później...- ruszył w stronę wyjścia z pokoju- Nawet nie wiesz jak bardzo mi teraz jesteś potrzebna. Być może to ty mnie wybawisz...
      Zaniepokoiły mnie jego słowa, które wypowiedział prawie niesłyszalnie. Co on kombinuje? Może i znam prawdę o sobie, ale on jest chodzącą zagadką. Nie podoba mi się to. Wypakowałam swoje i przy okazji Itachiego ciuchy i położyłam się na łóżku. Trochę kręciło mi się w głowie. Martwię się o niego, przez te ostatnie dni jest jakiś dziwny. Przez to, że przebywam z nim dość często staje się dla mnie kimś ważnym. Nie mogę to nazwać jeszcze miłością. Ciągnie mnie do niego jakby był jakimś magnesem. Nie zorientowałam się jak zasnęłam.
      Przebudziłam się, gdy za oknem zachodziło słońce. Przekręciłam się na drugi bok i natchnęłam się na twarz leżącego obok mnie Itachiego. Uśmiechnęłam się lekko, a on pogładził wierzchem dłoni mój policzek, po czym swoje czoło oparł na moim.
-Nie masz gorączki, a już się wystraszyłem, że się rozchorujesz.
-Jak widzisz wszystko ze mną dobrze. Od kiedy jesteś aż tak przesadnie miły ?
-Nie rozumiem o co ci chodzi - zmarszczył brwi - Zachowuję się przecież jak zazwyczaj.
-Mylisz się. Zupełnie inaczej odnosisz się do mnie w domu. Tu jesteś jakiś milszy, ale też bardziej rozkojarzony. Martwię się o ciebie.
-Nie musisz. Wiesz przecież, że zupełnie nic się nie dzieje.
-Trudno mi w to uwierzyć. Ale powinieneś już wiedzieć, że możesz mi wszystko powiedzieć. Jestem ci bardzo wdzięczna, że mogłam zostać, w dalszym ciągu trochę się ciebie boję, po tej sytuacji ze szkłem, jednakże w sercu czuję, że coś każe mi być przy tobie... Jeszcze tego w pełni nie pojęłam.
-Miło mi to słyszeć. Gdybym zapytał się czy zostaniesz ze mną przez resztę życia jako moja żona, co byś odpowiedziała?
-Nie zgodziłabym się.
-Jesteś strasznie zimna- pokręcił głową z lekkim uśmiechem.
-Tu nie chodzi o ciebie, no dobra może w jakimś stopniu tak. Nie odnalazłabym się w roli twojej żony. Nie chcę mieć męża, dzieci i wielkiego domu z ogródkiem.
-Może coś na to zaradzę ?
-Nie próbuj. Zostanę przy tobie, gdyż muszę, ale mam też własne powody. Niezależnie od wszystkiego i tak "będę twoja".
-Jesteś zła na swoją rodzinę, że tak łatwo cię oddali ?
-To raczej nie złość. Taka moja rola, przecież urodziłam się by mieć taki los.
-Jesteś nadzwyczajnie inteligentna- pocałował mnie w czoło - Ale na serio nie-
-Itachi, nie, nigdy przenigdy bym się nie zgodziła.
-Dobra już więcej nie pytam...Ale wiedz, że i tak dopnę swego - wypowiedział te słowa z grobową miną - A skoro czujesz się lepiej chciałbym cię gdzieś zabrać.
-Gdzie?
-Tajemnica - zadzwonił jego telefon - Poczekasz minutkę ?
-Jasne.
     Brunet wyszedł z pokoju. W prawdzie mówiąc zaskoczył mnie pytaniem o małżeństwo. Ciężko mi go rozgryźć, no bo jaką korzyść miałby ze zrobienia najpierw ze mnie swojej pokojówki, a później żony. Teraz jak sobie dobrze przypomnę, to przy rozpakowywaniu jego rzeczy zauważyłam pudełeczko z jakimiś tabletkami. Nie było nazwy, a całkowicie wyleciało mi z głowy, aby zapytać się o nie Itachiego, chociaż go znając to pewnie odburknąłby tylko coś, nie tłumacząc mi w końcu nic. On i te jego humory. Czekałam na niego jeszcze kilka dobrych minut.
-Przepraszam, miałem naprawdę ważną sprawę do obgadania
-Rozumiem- odpowiedziałam lekko już znudzonym głosem.
-W zamian mogę ci powiedzieć gdzie idziemy...
-Chętnie posłucham- rozpromieniłam się- Nie lubię niespodzianek.
-Pamiętasz to jezioro, które mijaliśmy jadąc tu?
-Tak. Było naprawdę piękne.
-Co powiesz na to, abyśmy się nad nie wybrali ? Możemy podziwiać piękny zachód słońca...
-Kusząca propozycja.
-To ruszajmy- złapał mnie za rękę.

~*~

Szła trzymając mnie ciasno za dłoń. Nuciła coś pod nosem. Był piękny wieczór z rozpościerającym się zachodem słońca. Trochę myślałem o jej słowach dotyczących małżeństwa. Jednak twarda i oschła z niej dziewczyna. Spojrzałem na nią. Była naprawdę piękną kobietą. Na pierwszy rzut oka nie zawsze można to dostrzec, ale przy przebywaniu z nią zauważyłem jej atuty. Nasze oczy się spotkały. Zauważyłem w nich pewne podekscytowanie, a z małych usteczek padły słowa:
-Czemu mi się tak przyglądasz?
-Wiesz, że jesteś bardzo urocza ?
-P-przestań- na jej policzkach pojawiły się rumieńce.
-Niby nic dla ciebie nie znaczę, a rumienisz się przy każdym komplemencie. Jesteś naprawdę ciekawą osobą 
-Ne powiedziałam, że nie jesteś dla mnie nikim ważnym, lubię cię, ale nie w sensie miłosnym...
-Czyli zgodziłabyś się na seks?
-Jeśli nic by nie znaczył to czemu nie ?- wzruszyła ramionami.
-Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi z tak niewinnie wyglądających usteczek
-Wiesz, może nie wyglądam ale nie jestem taka grzeczna- zaśmiała się cichutko.
   Stanęliśmy na piasku, który jeszcze był lekko jeszcze lekko ciepły. Zdjąłem buty i podwinąłem trochę nogawki od spodni, a Sakura powtórzyła po mnie. Objąłem ją ramieniem, a ona wtuliła się we mnie mocniej. Woda oblewała nam stopy. 
-Chciałabym się wykąpać bo woda w jeziorze jest taka cieplutka.
-No to na co czekasz ?
-Nie mam stroju kąpielowego, a w bieliźnie nie chcę się kąpać- zrobiła zasmuconą minę
-A szkoda chciałbym cię zobaczyć w seksownym stroju kąpielowym- zamruczałem jej do ucha.
-Masz same perwersyjne myśli. Mogę się wykąpać, ale tylko pod jednym warunkiem.
-A więc co ta różowa główka wymyśliła ?
-Wykąpię się bez ubrań jeśli ty nie będziesz podglądać. Przycupniesz sobie na tamtym kamyku i poczekasz aż trochę się pomoczę w wodzie- wskazała mi ręką duży kamień.
-W sumie czemu nie... - odwróciłem się i wolnym krokiem podszedłem do głazu po czym przycupnąłem na nim zapalając papierosa. 
-Nie patrzysz ! - usłyszałem krzyk dziewczyny.
-Nieeee.
-To dobrze !
     Siedziałem przez chwilę spokojnie, ale w końcu pokusa wzięła nade mną górę. Spojrzałem w kierunku gdzie w wodzie taplała się dziewczyna. Stała do mnie tyłem. Miała naprawdę ładne ciało, z ślicznie jasną skórą. Długie różowe włosy opadały bezwładnie na plecy. Rzuciłem papierosa gdzieś w dal i wstałem. Szybko, ale jak najciszej szedłem w stronę dziewczyny. Złapałem ją w pasie. Jej pisk rozniósł się echem. 
-Itachi odejdź i nie patrz się ! - szarpała się.
-Przecież widziałem cię już nagą więc co się tak denerwujesz?- całowałem jej szyję.
-To były inne sytuacje ...
-Tak, tak- moje dłonie wędrowały po jej brzuchu- a z resztą sama powiedziałaś, że nie masz nic przeciwko gdybyśmy....
-W takim miejscu?!- spojrzała na mnie- Nie bądź śmieszny.
-A czemu nie ? Jest ciepło, ty już jesteś rozebrana...
-No nie wiem... - pocałowałem ją, a ona odwzajemniła pieszczotę.
     Odwróciła się do mnie przodem i naparła biustem na moją klatkę piersiową. Dotknąłem jej pośladków, a ona objęła nogami moje biodra. Niosłem ją na brzeg cały czas całując. Jej gorące wargi napawały mnie uczuciem, którego jeszcze nigdy nie doznałem. Wyszliśmy z wody. Położyłem ją na piasku. Odgarnąłem z jej twarzy kilka niesfornych kosmyków. Policzki miała czerwone jak piwonie i oddychała ciężko. Całowałem jej szyję, dekolt i piersi. Cichutko wzdychała po każdym pocałunku. Wziąłem w dłoń jedną z jej jędrnych piersi i masowałem. Przejechałem językiem po jej brzuchu. Moja ręka zjechała do jej najczulszego miejsca. Zagłębiłem w niej dwa palce. Z każdą chwilą robiła się co raz bardziej mokra. Krzyknęła błogo, a na palcach poczułem jej ciepłe soki. Lekko zdyszana przewróciła mnie na plecy i usiadła na mnie okrakiem. Rozpinała moją koszulę jeżdżąc palcem po moich mięśniach. Jej zwinne ręce dotarły do zapięcia moich spodni. Powoli rozpinała guzik, a gdy się już uporała zsunęła je wraz z bokserkami. Wzięła do rąk moje przyrodzenie i przejechała po całej jego długości. Wsadziła go do swych gorących ust. Przymknąłem oczy z rozkoszy jakiej mi dawała. Po kilku minutach do jej ust naleciała biała ciecz, którą całą połknęła. Znów leżałem na niej.
-Jesteś już gotowa...- wyszeptałem jej do ucha na co przytaknęła.
Wszedłem w nią wolnym ruchem, tak aby czuła jak najmniejszy ból, jednak i tak na jej twarzy malował się grymas bólu. Natrafiłem na przeszkodę. Czyli była dziewicą.... Wszedłem do końca i powoli zacząłem ruszać biodrami. Na twarzy dziewczyny pojawił się wyraz rozkoszy. Szybko dostosowała się do moich ruchów. Nasze jęki rozchodziły się echem. Doszedłem w jej środku parę minut po niej. Po wszystkim ubraliśmy się, ale Sakura była już tak senna, że ledwo szła. 
-Chodź wezmę cię na ręce- zaproponowałem.
-Sama sobie poradzę- przetarła oczy.
-Ależ nalegam- uniosłem ją do góry i usadowiłem wygodnie w moich ramionach. Wtuliła się we mnie, a zanim doszliśmy do domu ona już smacznie spała. Położyłem ją na łóżku i pocałowałem w czoło. Musiałem jeszcze załatwić jedną sprawę....





poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 3 "Twoja egzystencja"

Kolejny raz śniło mi się moje dzieciństwo. Wiecznie ta sama scena. Spotkanie mojego rodu z jakimś innym. Miałam w tedy 5... no może 6 lat. Nie pamiętam dokładnie. Siedziałam u mamy na kolanach, a ona po cichu bawiła się ze mną. Mój ojciec rozmawiał z jakimś mężczyzną, koło którego siedziała ładna, skromna kobieta- jego żona najprawdopodobniej. Na chwilę moje oczy zatrzymują się na chłopaku siedzącym niedaleko. Był starszy ode mnie trochę starszy. Miał dłuższe włosy i spokojny wyraz twarzy. Kiedy zorientował się, że spoglądam na niego uśmiechnął się lekko i puścił perskie oko. Chciałam do niego podejść jednak mama mi nie pozwoliła. Mój ojciec mówił coś głośno z poddenerwowaniem. Macham do chłopca, a on odmachuje. Dalej wszystko się rozmywa. 

     Leżałam na łóżku z głowom zakopaną w poduszki. Od tej całej chorej sytuacji robiło mi się niedobrze. Tak podle mnie oszukał, a ja już po woli zaczynałam go nie nie lubić. Westchnęłam. Nie odzywałam się już do niego od 3 dni. Nie przychodzi do pokoju, śpi w innym, nic nie mówi i czuć od niego alkoholem. W domu z resztą też mój ojciec miał przede mną tajemnice. Pozwalał mi na wiele, ale nigdy nie chciał tłumaczyć różnych spraw. Jestem jego następczynią, a wiem tyle ile wzięta z ulicy osoba.
      Dość mam takiego bezczynnego siedzenia i narzekania na swój los. Jestem pewna, że Itachi nie zrobi pierwszego kroku i mogę tu nieświadomie siedzieć do śmierci... Dzisiaj z nim porozmawiam. Nie ma na co czekać. Wyszłam z pokoju. Nie mam zielonego pojęcia gdzie w tym wielkim domu jest brunet. Powoli schodziłam po schodach i kierowałam się ku drzwi wejściowych gdyż zawsze kręciły się tam jakieś pokojówki. Akurat jedna sprzątała główny hol. Podeszłam do niej szybko.
-Przepraszam może wiesz gdzie jest Itachi ?
-To chyba ty jesteś jego prywatną pokojówką, więc powinnaś sama wiedzieć- wysoka blondynka z włosami zawiązanymi w kucyk spojrzała na mnie z oburzeniem.
-Nie mam żadnej potrzeby wiedzieć gdzie znajduje się ten idiota przez 24 godziny na dobę ...
-Myślisz, że jak jesteś z nim bliżej to jesteś kimś lepszym ?
-Proszę bardzo weź moją posadę. Mi w ogóle na tym nie zależy.
-Oh służąca, a taka pyskata....
-Nie masz najmniejszego prawa komentować mnie i mojego postępowania gdyż nie znasz mnie ani trochę.
-Wszystkie kręcące się koło rodu Uchiha są takie same- lecą tylko na kasę i władzę.
-Ale nie ja - zmierzyła mnie wzrokiem.
-Nie wydaje mi się... Ale powiem ci, gdyż później nie chcę mieć przechlapane. Jego pokój jest na drugim piętrze. Ostatni po lewej stronie.
-Dziękuję- wymusiłam uśmiech.
     Szybki krokiem ruszyłam w stronę mojego celu. Lekko się denerwowałam, lecz chciałam jak najszybciej dowiedzieć się o co tu tak właściwie chodzi. Może mi powie w końcu mam prawo wiedzieć o takich rzeczach.
     Stałam przed dużych rozmiarów drzwiami. Powoli nacisnęłam klamkę popychając w wolnym tempie drzwi. Przez narastającą szparę zobaczyłam, że w pokoju panuje ciemność, chociaż na dworze jest widno. Weszłam zdecydowanym krokiem. To ciemne firanki zasłaniały dopływ światła. Moje oczy w końcu przyzwyczaiły się do półmroku. Nie mogłam jednak znaleźć wzrokiem Itachiego. Coś poruszyło się na łóżku.  W pierwszej chwili wystraszyłam się, ale po pierwszym szoku podeszłam bliżej. Moim oczom ukazał się brunet śpiący w otoczeniu kilku butelek po alkoholu. Westchnęłam i pokręciłam głową. Taki duży mężczyzna, a jak dziecko się zachowuje. Pozbierałam wszystkie butelki i postawiłam je na stoliku nieopodal łóżka. W sumie to wyglądał uroczo w tych rozpuszczonych, długich włosach opadających mu na śpiącą twarz. Zauważyłam, że ubrany był w luźne pięknie zdobione kimono koloru krwi. Mimowolnie odgarnęłam mu delikatnie z twarzy niesforne kosmyki. Jego senne powieki zaczęły się otwierać, a ja szybko zabrałam dłoń. Spojrzała na mnie beznamiętnie i ziewnął ospale.
-Co tu robisz? - zapytał się przeczesując dłonią włosy.
-Chcę się w końcu dowiedzieć prawdy, a nie siedzieć bezczynnie. A tak właściwie co ty sobie wyobrażasz siedząc tu jak jakiś menel ?  Człowieku zachowuj się, tak jak przystało na głowę rodu.
-Ale ja nie chcę i nigdy nie chciałem. Nie moja wina, że urodziłem się jako pierwszy ...
-Masz rodzeństwo? - zapytałam, aby lekko rozluźnić rozmowę.
-Tak. Mam młodszego brata, który usilnie próbuje mnie zabić. Miłe co nie ?- uśmiechnął się kpiąco.
-Taaa... To co wytłumaczysz mi wszystko ?
-Aż tak bardzo chcesz wiedzieć o wszystkim ? Nie lepiej żyć w błogiej niewiedzy ?
-Nie. Czuję się swobodnie w twoim towarzystwie, no może nie zawsze, jeszcze mnie noga boli po twoim wybryku, ale skoro mam tu zostać to głupio bym się czuła wiedząc, że masz przede mną jakąś tajemnicę. Ty i moja rodzina.... - bawiłam się palcami.
-W gruncie rzeczy, to i tak prędzej czy później dowiedziałabyś się prawdy o wszystkim. Usiądź.
-Nie. Postoję.
-Siadaj ! - szarpnął mnie za rękę, tak że upadłam na łóżko.
-Śmierdzisz nadal alkoholem. Zostaw mnie.
-Mówi się trudno. Chcesz się dowiedzieć prawdy, to musisz to znieść.
-Niech ci będzie.
     Jego ręka wędrowała po mojej nodze. Nic nie mówiłam, ze względu na to że odrobinkę mi się to podobało i jak najszybciej chciałam wysłuchać tego co ma mi do powiedzenia.
-Zapewne tego nie pamiętasz, ale ja znam cię od urodzenia - świdrował mnie wzrokiem - Od samego początku twój los był w moich rękach.
-Nie rozumiem - zmrużyłam oczy.
-Narodziłaś się aby być przy mnie. Jesteś  "ofiarą" w celu udobruchania mojego rodu, aby nie zaatakował rodu Kurama i jednocześnie twojego bo sama przecież wiesz, że....
-Nasze rodziny są od siebie zależne. Jeśli my albo oni zostali by zaatakowani, ci drudzy muszą im pomóc.
-Tak dokładnie - pogłaskał mnie po głowie- Po raz pierwszy spotkaliśmy się gdy miałaś pięć lat. Naprawdę byłaś uroczym dzieckiem. Nawet machałaś do mnie i chciałaś podejść, jednak twoi rodzice robili wszystko, abyś jak najpóźniej dostała się w nasze ręce.
-Czyli to jednak nie był sen - moje oczy lekko zadrgały - Przyśniła mi się taka sytuacja.
-Nie powiem... Ciekawe. Tak więc teraz rozumiesz. Twoja egzystencja istnieje tylko dzięki mnie. Nie było by potrzeby, abyś przyszła na świat, gdyby ta sytuacja nie zaistniała. Twoja matka nie lubiła dzieci....
-A w moim śnie wydawała się taka dobra - łzy napłynęły mi do oczu.
-Czemu płaczesz ? - przytulił mnie do siebie.
-Nie wiem.... Zrobiło mi się nagle jakoś tak smutno i  łzy same popłynęły.
-Oj no już nie płacz, było minęło, teraz mogę się cieszyć obecnością takiej pięknej kobiety.
-Dziękuję za komplement, ale jakoś ciężko mi teraz myśleć o mojej rodzinie, która tak mnie okłamywała.
-Nie martw się moja rodzina cię za to lubi. Nie cała, ale większa część.
-Czyli do końca jednak nie jestem lubiana ? - uśmiechnęłam się przez łzy,
-Mój bart ma wiecznie jakieś pretensje do całego świata... To dzieciak, jest jeszcze głupi.
-I nie było łatwiej mi o wszystkim powiedzieć - dotknęłam jego policzka i przybliżając się do jego ust złożyłam na nich pocałunek.
-Nie chciałem abyś była przez takie błahostki smutna.
     Pogłębiliśmy pocałunki. Jedną ręką oparłam się o jego tors. Trwaliśmy tak przez chwilę, aż do momentu, w którym ktoś wszedł do pokoju.
-Młody paniczu ! Panicz Sasuke się tu zbliża.
-Kurwa. Zarządzam to co zawsze. Przygotować samochód !
-Itachi co się dzieje ?
-Nic. Na kilka dni musimy wyjechać. Miłe miejsce rozerwiesz się - nerwowo złapał mnie za dłoń.
-Kim jest ten Sasuke ? Czemu przed nim uciekasz ?!
-To mój brat. Nie nie uciekam, ale zawsze jak on tu przebywa, mogę mu zrobić coś złego, a tego ród by mi nie darował.
-Ah. Rozumiem.
-Wiesz, w lewym skrzydle domu mieszkają moi rodzice... Sytuacja za każdym razem nie wygląda dla mnie korzystnie. A nie chcę wchodzić w konflikt z tym gówniarzem...
-Okej rozumiem to co zbieramy się ? Muszę się spakować
-Nie. Nie musisz. Od samego początku byłem przygotowany na taką akcję, musimy iść tylko do samochodu - mówiąc to ubierał się w szybkim tempie.
-W sumie to co on by takiego mógł zrobić tobie, a ty jemu, jakby nie patrzeć jesteście rodziną, a...
-A rodzinie nie można ufać, to nie ja wynajmuję płatnych zabójców aby go zabili.
-Twój braciszek to niezłe ziółko.
-Kochanie nie chcesz go poznać - pocałował mnie w czoło - A teraz chodź.
     Nie pomyślałam, że ta wyprawa może mieć opłakane skutki. Ale kto się przejmuje wszystkim na zapas? Czasami jest na coś za późno, a coś innego się otwiera przed nami.



niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 2 "Kłamstwo"

Ze snu wyrwał mnie dźwięk tłuczonego szkła. Otworzyłam powoli oczy i spojrzałam w głąb pokoju. Mała lampka nocna oświetlała ciemne pomieszczenie. Zdołałam zobaczyć Itachiego siedzącego na skórzanym fotelu rozbijającego kieliszki do szampana.

-Co ty wyczyniasz? - zapytałam ze złością.

-Posprzątaj to... - mówił bardzo powoli.

-Chyba się w główkę kochanie uderzyłeś.

-Posprzątaj - kontynuował - w końcu to twój obowiązek.

-Chrzań się. Mówiłam już, że jak nie chcesz to mogę sobie wrócić do domu... I co to za idiotyczny pomysł bym spała w samej bieliźnie! - zmarszczyłam brwi.

-Nieposłuszna mała owieczka- kieliszek w jego dłoni raptownie pękł, a na panele zaczęła skapywać krew.

Zerwałam się na równe nogi. Czemu on musi posuwać się do takich rzeczy, by kazać mi coś zrobić. Czerwone stróżki sączyły się ze świeżych ran. Nie wiedziałam co ma zrobić.

-Usiądź - gestem pokazał swoje kolana - To nie jest prośba, to rozkaz.

-Czy mógłbyś mnie nie traktować z góry. Jestem córką szefa mafii trochę szacunku - prychnął - Co cię tak śmieszy ?!

-Masz robić to co ja ci powiem... W końcu chyba chcesz się dowiedzieć co tu robisz ? I czemu akurat ty ?

-Co chcesz przez to powiedzieć ? - przymrużyłam oczy - Czyli chcesz mi powiedzieć co tutaj robię ....

Jeśli to sposób na wyciągnięcie informacji... Muszę to zrobić. Ostrożnie omijając drobinki szkła usadowiłam się na jego kolanach. Usiadłam jednak przodem do niego, by widzieć jego twarz. Jak to musiało wyglądać... Dziewczyna w samej bieliźnie siedząca na kolanach bogatego faceta... Trochę wyuzdany widok.  Moje przemyślenia sprawiły, że oblałam się lekko rumieńcem. Poczułam jak jego dłonie wędrują po mojej tali i plecach. Robił to bardzo delikatnie, ale jednocześnie brudząc mnie krwią. W sumie nie mogę powiedzieć, ze Itachi mnie nie pociąga. Kto oparłby się takiemu mężczyźnie. Bogaty, przystojny, taktowny, seksowny.... czego chcieć więcej ? Oparłam czoło na jego czole.

-Teraz mów - powiedziałam patrząc mu głęboko w oczy - Czekam.

-I się nie doczekasz - jego usta znalazły się na moich.

Całował inaczej niż ostatnio. Bardziej stanowczo, władczo. Zaplotłam ręce na jego szyi. Zabawne. Mimo, że jestem dla niego niemiło i staram się go nie słuchać, to i tak w takich chwilach zawsze mu ulegam...  Moje rozmyślenia przerwał okropny ból w  okolicy uda. Spojrzałam na Itachiego. Jego twarz nie wyrażałam nic. Szybkim ruchem powędrowałam dłonią do uda... z którego sączyła się krew.Wystraszyłam się. Brunet przejechał mi przed oczami kawałkiem szkiełka. Tym samym, którym przed chwilą mnie zranił. Dotknął nim swoich ust i oblizał krew, która się na nim znajdywał.

-Ty dupku - zamachnęłam się i jednym precyzyjnym ruchem wymierzyłam mu policzek.

-Oh. Daję ci za dużo luzu - wyszeptał i cicho się zaśmiał. Chciałam już zejść z jego kolan, ale zatrzymał mnie i złapał za pośladki. Wstał. Aby nie spaść zaplotłam nogi wokół jego bioder.

Szedł przed siebie. Zatrzymał się i zrzucił mnie na łóżko. Podparłam się na łokciach. Dalej stał przede mną. Uchwycił mą zranioną nogę i zawiesiwszy ją na swoim ramieniu, nachylił się i językiem przejechał po ranie. Nie przeszkadzało mi to... w sumie nawet mi się to podobało. Odkąd tydzień temu tu zamieszkałam robił wiele dziwnych rzeczy. Im bardziej zagłębiam się w poznawanie jego charakteru, dochodzę do wniosku, że jest on trochę... psychiczny. Nie. Sadystyczny, tak to dobre określenie. Lubi się nade mną znęcać psychicznie, jak i fizycznie. Nie wiem tylko czemu mi się to tak podoba... Boję się go, ale i nie potrafię się już bez niego obejść.

Toksyczna miłość ? Psychiczna miłość ?

Ból powoli narastał. Nie mogłam nic zrobić. Brunet trzymał moje ręce nad głową,a drugą ręką siedząc na mnie okrakiem jeździł po brzuchu.

-Przestań. To już się robi bolesne.

-Yhymm - mruknął i kontynuował.

-Ja nie żartuję Itachi.

Odepchnęłam go. Wyprostował się i przez chwilę patrzył się na mnie. Potem bez słowa wstał i wyszedł z pokoju. Wrócił szybko z małym kuferkiem. Usiadł obok na łóżku i zaczął opatrywać moją nogę.

-Widzisz co zrobiłeś. Może w zamian to ty teraz będziesz mi usługiwał, aż rana się nie zagoi- prowokowałam go machając zalotnie wolną nogą.

-Nie prowokuj mnie.

-Co ?  Nie słyszę ? Języka ci w ustach zabrakło ?

-Mój język jest naprawdę sprawny - oparł czoło na moim.

-Nie wierzę.

Przysunęłam się bliżej i zaczęłam go całować. Nie wydawał się zbytnio zdziwiony. Naparłam na niego dłońmi. Teraz to ja siedziałam na nim. Jego ręce masowały moje pośladki. Robiło mi się na przemian zimno i gorąco. Mógł mnie całować kiedy tylko by chciał... ale nic więcej. Nie jestem jeszcze chyba na więcej gotowa.

-Chcę cię mieć zawsze przy sobie. Uświadom sobie w końcu, że już nie ma ucieczki - wyszeptał mi do ucha, a ja na chwilę skamieniałam.

-Jeśli będę chciała to i tak ucieknę. Może nie wyglądam, ale mam wytrzymałe ciało. Trzy razy byłam postrzelona.

-Domyśliłem się po bliznach.

Opadłam na jego klatkę piersiową. Oddychał spokojnie i rytmicznie. Nawet się nie zorientowałam kiedy zasnęłam. Obudziłam się wcześnie. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 8. Przetarłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Dalej leżałam na Itachim. Wygląda strasznie rozkosznie jak śpi. Odgarnęłam kosmyki włosów z jego twarzy. Złapał mnie za nadgarstek.

-Nie śpisz ? - zapytałam.

-Nie. Już dawno wstałem.

-Głooodna jestem.

-Przygotuj łazienkę Sakuro.

-Tak, tak ale ja też idę się kąpać.

-Oh widzę, że ci się spodobało - mruknął przygryzając mi skórę na karku.

-Nic takiego nie powiedziałam. Ale mam ranną nóżkę i pamiętasz miałeś mi usługiwać....

-Ale ja nie mówiłem, że się zgadzam - cmoknął mnie lekko w usta. Po czym wziął mnie na ręce i poszliśmy do łazienki.

Tak jak ostatnio, poszłam rozebrać się za parawan, a Itachi siedział już w wannie. Po kąpieli wysuszył mi włosy i podał ciuchy.

-Nie założę tego. Nie ma mowy.

-Rób co każę - ścisnął mój nadgarstek.

-Ajć... to boli... BOLI IDIOTO ! - próbowałam wyszarpać rękę z jego uścisku - Dobra dawaj to.

Strój pokojówki. Niby nosiłam już taki. Niestety ten był jeszcze bardziej kusy. Widać mi było praktycznie majtki i połowę biustu, zakolanówki i o zgrozo... kocie uszka i ogon. Wiedziałam, że praktycznie tylko on mnie widzi, ale i tak to zbyt zawstydzające by paradować tak po domu.

-Itachii ... A czemu ja nie widziałam jeszcze, żadnych ludzi tu pracujących ?

-Bo wszyscy są w przeciwnym skrzydle domu.

-Ah. Zaprowadzisz mnie tam ?

-Nie ma takiej potrzeby.

-Ale ja nalegam - skrzyżowałam ręce na piersiach.

-Yhym... Zaraz przyjadą tu różni ludzie. Spotkanie służbowe. Prosiłbym cię byś mi towarzyszyła.

-Chętnie. Ale nie mam żadnych ładnych ciuchów...

-Nie trzeba. Jesteś już ubrana - złapał mnie w pasie.

-Chyba se żartujesz. Przyjadą tu ważni ludzie, a ja tak na wpół rozebrana będę za tobą chodzić ? Jak ty to sobie wyobrażasz ?!

-Nie krzycz, nie masz prawa. O nic się nie martw. To są ludzie, którzy mnie dobrze znają...

-Ale gówno mnie to obchodzi. Będę się czuła po prostu niekomfortowo ! Nie rozumiesz ?

-Oj histeryzujesz - wyszedł trzaskając drzwiami.

Ten facet. Czasami zastanawiam się co z nim nie tak. Jest o dużo ode mnie starszy, a zachowuje się jak gówniarz. Aż do czasu spotkania, siedziałam w pokoju i czytałam przypadkową książkę wziętą z półki.
Nie byłam głodna. Czułam się niekomfortowo i tyle. Czytanie przerwał mi Itachi.

-Chodź- pociągnął mnie za rękę.

-Nie. Nie chcę ! - próbowałam strząsnąć jego dłoń.

-Nie pytam się czy chcesz.

Jestem zbyt mało asertywna...

Włóczyłam się za nim, aż dotarliśmy do ogromnych drzwi na końcu korytarza. Oczy wielu osób spoczęły na nas. Moja twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora. Stanęłam centralnie za  Itachim, by nikt mnie nie zauważył.

-Witam wszystkich - brunet uśmiechnął się.

Po sali przeszły szmery.

-Zajmijcie miejsca - sam usiadł na jednym z foteli i kazał mi spocząć na jego kolanach. Usiadłam posłusznie.
Ludzie w garniturach patrzyli na mnie nieufnie.

-Jak dobrze wiecie poprosiłem was o przybycie, w pewnej sprawie...

Ciekawe...

-Chodzi głównie o fakt pozbycia się rodu Kurama.

Co ? Nie wierzę w to co słyszę !

-Tak masz rację Itachi. Jako głowa klanu nie możesz pozwolić, by ktoś nas przebił - mężczyzna podobny do Itachiego westchnął.

-Wuju Madaro jak ostatnio wspominałeś....

Nie słuchałam byłam za bardzo zszokowana rym co usłyszałam. Od zawsze ród Kurama sprzyjał mojemu. Co oznacza, że jeśli Itachi zaatakuje to mój  klan, będzie im pomagał.

-Uchiha nie mogą pozwolić na upadnięcie...

Uchiha ? Nie przesłyszałam się ?! Ci Uchiha. Po krótkich przemyśleniach... tak to by się zgadzało. Słyszałam o nich, chociaż zbytnio nie interesują mnie sprawy mafii. Najważniejsza yakuza w kraju... Wszystko wskazuje na to, że mieszkam z człowiekiem, którego nie powinnam znać. Moje przybycie tu nie było przypadkiem ! Wstałam raptownie.

-Wytłumacz mi to ! - starałam się utrzymać głos w mocnej tonacji.

-Sakura nie teraz. Później ci to wytłumaczę.

-Wiedziałam, że jesteś dziwny, jednak nie że tak perfidnie mnie okłamujesz ! W tej chwili zabieram się stąd.

-Nie opuścisz tej rezydencji.

-Żebyś się nie zdziwił...

-A co jeśli powiem ci, że twoi rodzice kazali mi cię tu przyprowadzić ?

Nie możliwe. Moje serce raptownie zabiło. Czyli jestem ciągle oszukiwana. Co oni wszyscy knują. Cofnęłam się, po czym ruszyłam biegiem do pokoju. Muszę to wszystko przemyśleć.... To było zbyt nagłe...

Nic nie rozumiem ...




Nareszcie druga część napisana. Jakoś mi to tak mozolnie idzie...

niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 1 "Nigdy mi nie uciekniesz"

Kolejny beznadziejny dzień minął jak z bicza strzelił. Samochód podwiózł mnie pod sam próg mojej rodzinnej rezydencji. Odkąd zaczęłam pracować w firmie mojego ojca, straciłam rachubę czasu. Nie żebym narzekała na moje stanowisko. Siedzenie w biurze i pisanie głupot nie można nazwać trudną pracą. Drzwi od samochodu otworzyły się. Wzięłam torbę leżącą na siedzeniu obok i mozolnie poczęłam wychodzić z auta. Upalne dni źle na mnie działały, dostawałam okropnych bólów głowy. Stopy bolały mnie od zbyt wysokich szpilek, plecy z resztą też, kosmyki włosów przykleiły mi się do karku od potu. Po prostu słowem mówiąc- katastrofa.

Byłam ładną kobietą, o chudej niezbyt-wysokiej postawie. Zawsze starałam się być we wszystkim najlepsza.  Moje 20 letnie życie było przepełnione dobrobytem. Jedyna córeczka rodziców oczywiście musiała być rozpieszczana. Może to przez mój paskudny charakter nie ma  przyjaciół. Otwierając drzwi przeczesałam dłonią moje długie różowe włosy.

-Witaj panienko- kilkanaście pokojówek przywitało mnie ukłonem.
-Ayaka weź moją torbę i każ komuś zrobić mi mrożoną kawę. Idę wziąć prysznic.
-Tak panienko.

Ludzie się mnie również boją. Kto normalny chciałby zadrzeć z córką szefa znanej yakuzy ? Może i moja rodzina prowadzi firmę, ale nie zmienia to faktu, że jesteśmy mafią. Wreszcie dotarłam do mojego pokoju. Duże pomieszczenie o kremowych ścianach i ogromnym łóżku po środku. Szafa wbudowana w ścianę by uzyskać jak najwięcej miejsca. Kocham minimalizm. Wyjęłam szorty o kolorze zgniłej zieleni i czarną koszulkę na ramiączkach i ruszyłam pod prysznic w drodze zdejmując ubrania, zostawiając je w nieładzie na ziemi.

Kocham strumienie wody. One jako jedyne uśmierzają ból. Niezliczoną ilość razy koiły moje zszargane nerwy po treningach. By być najlepszą musiałam wiele godzin spędzić na treningach. Dotknęłam opuszkami palców swojego uda, na którym widniał spory tatuaż pawia. Znak rodowy, którego tak bardzo pragnęłabym się pozbyć. Zakręciłam kurek i okręciłam się ręcznikiem.

Spojrzałam na swoją twarz. Duże zielone oczy z worami od niedospania. Blada twarz jak trup i różowe usta, przeciętna twarz bez jakiegokolwiek uroku. Przeczesałam jeszcze mokre włosy i zaczęłam się ubierać.

Ogarnęłam ciuchy walające się po pokoju i zeszłam na duł. Zaszłam do kuchni i wzięłam moją kochaną kawusię. Dzień był piękny więc postanowiłam wybrać się na przechadzkę po ogrodzie. Szybkim i sprawnym krokiem zmierzałam do altanki w głębi ogrodu. Zdziwiłam się lekko gdy zobaczyłam mężczyznę siedzącego tam gdzie właśnie zmierzałam. Miał piękne rysy twarzy, ciemne jak noc oczy i długie czarne oczy. W sumie był bardzo pociągający. W pierwszej chwili pomyślałam, że to jakiś facet mający do mojego ojca interes. Ale na mój widok uśmiechnął się i wstał.

Podchodziłam do niego coraz szybciej i z wielką ciekawością. Przyglądał mi się uważnie ale nic nie mówił.

-Dzień dobry. Pan do mojego ojca? - zapytałam wyciągając do niego rękę w geście powitania.

-Nie ja do panienki- złapał delikatnie moją dłoń, aż ze zdziwienia moja kawa wylądowała na trawie i przyciągnął mnie do siebie- przepraszam nie mogę się powstrzymać.

-Proszę pana niech mnie pan puści ! Co sobie pan wyobraża- nie chciałam go uderzyć wiec próbowałam po prostu przemówić mu do rozsądku- Ja nie żartu...- nagle jego usta znalazły się przy moich. Oszołomiona nie wiedziałam jak mam się zachować.

Jego pocałunek był bardzo przyjemny. Był to mój pierwszy pocałunek, ale cóż po prostu pozwoliłam mu kontynuować. Oparłam dłonie na jego torsie i przymknęłam powieki. Nasze języki stykały się od czasu do czasu. Kiedy w końcu przestał oddychałam ciężko. Stałam się naprawdę senna. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyłam przed utratą przytomności była kamienna twarz mężczyzny i jego słowa "Nigdy mi nie uciekniesz".

Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Leżałam na dużym, miękkim łóżku. W okół panowała egipska ciemność. Moje oczy powolutku zaczęły przystosowywać się do panującego mroku. Poczułam, że coś krępuje mi ruchy. Moje nogi były zakute w kajdanki.

Po kilkunastu minutach drzwi w głębi pokoju otworzyły się wpuszczając smugi światła. Do pomieszczenia wszedł ten sam mężczyzna. Ubrany był w czarną lekko rozpiętą koszulę i jeansy. Wyglądał dosyć pociągającą.

-Obudziłaś się już... To dobrze. Może jesteś głodna?- zapytał spokojnie podchodząc bliżej.

-Odejdź. Nawet nie waż się do mnie podchodzić! - wrzeszczałam na niego - To ja głupia przez chwile ci uległam i miałeś okazję mnie pocałować. Tylko po to by mnie gdzieś wywieść i zakuć w kajdany. Ty szujo!

-Nie pyskuj- podszedł do mnie i złapał mnie za policzki - nie chcesz widzieć mnie złego.

-Pieprzony idiota. nienawidzę cię- na policzku poczułam siarczysty ból. Opuszkami palców dotknęłam kącik ust, z którego sączyła się krew - do oczu naleciały mi łzy. Co z tego, że jestem silna, ale jestem też kobietom, takie ciosy, naprawdę mocno bolą. Zbliżył swoją twarz do mojej, aż mogłam poczuć jego oddech na moim policzku. Delikatnie ustami pocałował moją ranę. Jeżykiem przejechał po stróżce ledwo zaschniętej pozostałości krwi.

Nie reagowałam. Nie miałam już sił. Zjechał z pocałunkami na szyję i przygryzał gdzieniegdzie mą skórę.

-Przestań- powolutku podwijał moją czarną bluzkę, nie słuchając mnie

-Czemu miałbym niby przestawać ? - uśmiechnął się dotykając mojego brzucha.

-Aha czyli porwałeś mnie tylko po to by upokorzyć mnie i załamać psychicznie ?

-Można tak powiedzieć. Przez to już nigdy nie będę sam ! Nigdy!- zaczął się śmiać co raz głośniej i głośniej.

-Co się z tobą dzieję! - patrzyłam na niego z przerażeniem - Tak bardzo jesteś samotny?!

Przestał całować mój brzuch. Zauważyłam, że jego oczy lekko zadrżały i wpił spojrzenie we mnie. Długo nic nie mówił. Ja również nic nie mówiłam. Po kilku minutach wreszcie powiedział:

-Może tak... Nie powinno cię to obchodzić - zmarszczył brwi

-Wiem że teraz jestem trochę nachalna... ale jeśli ci to nie przeszkadza mogę tu zostać i tak nienawidzę swego życia...

Wstał raptownie. Z kieszeni spodni wyjął paczkę papierosów i zapalniczkę. Podpalił jednego po czym wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą.

Teraz uświadomiłam sobie jaka ja jestem głupia. Facet mnie porywa i chce mnie zgwałcić, a ja jak ta ostatnia pindzia mówię mu że mogę z nim zostać. Jeżeli kiedyś jeszcze coś takiego mi się przytrafi obiecuję zabić się szybciej niż znów wyjechać z takim tekstem....

Minęła na prawdę długa chwila, kiedy brunet przyszedł ponownie. W dłoni trzymał mały kluczyk i starał się ciągle patrzeć prosto w moje oczy. Czułam się lekko speszona.

-Itachi- powiedział zimno- możesz mi mówić Itachi.

-Jestem Sakura

-Wiem to.... Od tej pory będziesz tu mieszkała.

-Ale..

-Sama powiedziałaś, że przy mnie zostaniesz.

-Na pewno moja rodzina zacznie mnie szukać

-Wątpię w to - powiedział prawie niesłyszalnie.

-Dlaczego pozwoliłeś mi tu zostać ?

-W sumie to nie wiem. Ale od dziś będziesz moją osobistą pokojówką. Masz spełniać każdą moją najmniejszą zachciankę.

-Jednak... postanowiłam, że raczej wrócę do domu- zaczęłam mówić cichutko

-Teraz już nie masz możliwości ucieczki. Twoje życie należy teraz do mnie.- przejechał dłonią po mojej nodze, docierając aż do uda na którym widniał tatuaż. Rozkuł mnie z kajdanek. - Wstań idziemy do łazienki.

-Ale ja się już dziś kąpałam

-Ale ja nie. Dotrzymasz mi towarzystwa w łazience.

Moja twarz spłonęła rumieńcem. Uchwycił moją dłoń i pociągnął za sobą. Szliśmy przez duży hol, aż w końcu dotarliśmy do łazienki. Duże pomieszczenie o ciemnych kafelkach i jasnym oświetleniu wyglądało przepięknie. Na środku stała wielka wanna.

-Rozbieraj się - usłyszałam przy uchu polecenie.

-Nie, ja się wstydzę...

-W końcu miałaś robić wszystko co ci powiem. Chyba nie chcesz znów oberwać. Objął mnie mocno w pasie i zaczął zdejmować moja bluzkę. Po chwili stałam w samym staniku.

-Sama sobie poradzę - wyszarpałam się z objęcia i wbiegłam za kotarę.

Moje serce biło strasznie szybko. Na twarzy czułam ciepło. Muszę zrobić to co on chciał, bo inaczej znów dostanę po twarzy.

-Sakura ty idiotko- szepnęłam do siebie powoli zdejmując ubrania.

Na półce leżały śnieżnobiałe ręczniki. Wzięłam jeden i owinęłam się nim ciasno. Kiedy wyszłam zza kotary brunet siedział już w wannie. Uśmiechnął się niezauważalnie na mój widok i  skinął dłonią bym do niego podeszła.

-Wyglądasz naprawdę uroczo

-Dz..dziękuję

Podchodziłam bardzo wolno, aby jak najszybciej skończył kąpiel. Kiedy byłam już wystarczająco blisko poczułam jego dłoń na swojej i raptowne pociągnięcie. Wylądowałam w wannie w jego objęciach.

-Nie tak miało wyglądać moje życie. Myślałam, że jak zapytam się czy tu mogę zostać zabijesz mnie szybciej...

-Myliłaś się Sakurciu. Teraz już na zawsze będziesz musiała dotrzymywać mi towarzystwa... -złożył pocałunek na moich plecach -  Masz naprawdę piękne ciało - wyszeptał mi do ucha.

Po kąpieli musiałam wcisnąć się w bardzo skąpy strój pokojówki. Przez całą kolację musiałam siedzieć na kolanach Itachiego. Nigdzie nie mogłam pójść bez niego. Tak oto zaczęło się moje bardzo nietypowe życie...

C.D.N


I tak oto pierwszy rozdział gotowy i oddany do czytania.