Ze snu wyrwał mnie dźwięk tłuczonego szkła. Otworzyłam powoli oczy i spojrzałam w głąb pokoju. Mała lampka nocna oświetlała ciemne pomieszczenie. Zdołałam zobaczyć Itachiego siedzącego na skórzanym fotelu rozbijającego kieliszki do szampana.
-Co ty wyczyniasz? - zapytałam ze złością.
-Posprzątaj to... - mówił bardzo powoli.
-Chyba się w główkę kochanie uderzyłeś.
-Posprzątaj - kontynuował - w końcu to twój obowiązek.
-Chrzań się. Mówiłam już, że jak nie chcesz to mogę sobie wrócić do domu... I co to za idiotyczny pomysł bym spała w samej bieliźnie! - zmarszczyłam brwi.
-Nieposłuszna mała owieczka- kieliszek w jego dłoni raptownie pękł, a na panele zaczęła skapywać krew.
Zerwałam się na równe nogi. Czemu on musi posuwać się do takich rzeczy, by kazać mi coś zrobić. Czerwone stróżki sączyły się ze świeżych ran. Nie wiedziałam co ma zrobić.
-Usiądź - gestem pokazał swoje kolana - To nie jest prośba, to rozkaz.
-Czy mógłbyś mnie nie traktować z góry. Jestem córką szefa mafii trochę szacunku - prychnął - Co cię tak śmieszy ?!
-Masz robić to co ja ci powiem... W końcu chyba chcesz się dowiedzieć co tu robisz ? I czemu akurat ty ?
-Co chcesz przez to powiedzieć ? - przymrużyłam oczy - Czyli chcesz mi powiedzieć co tutaj robię ....
Jeśli to sposób na wyciągnięcie informacji... Muszę to zrobić. Ostrożnie omijając drobinki szkła usadowiłam się na jego kolanach. Usiadłam jednak przodem do niego, by widzieć jego twarz. Jak to musiało wyglądać... Dziewczyna w samej bieliźnie siedząca na kolanach bogatego faceta... Trochę wyuzdany widok. Moje przemyślenia sprawiły, że oblałam się lekko rumieńcem. Poczułam jak jego dłonie wędrują po mojej tali i plecach. Robił to bardzo delikatnie, ale jednocześnie brudząc mnie krwią. W sumie nie mogę powiedzieć, ze Itachi mnie nie pociąga. Kto oparłby się takiemu mężczyźnie. Bogaty, przystojny, taktowny, seksowny.... czego chcieć więcej ? Oparłam czoło na jego czole.
-Teraz mów - powiedziałam patrząc mu głęboko w oczy - Czekam.
-I się nie doczekasz - jego usta znalazły się na moich.
Całował inaczej niż ostatnio. Bardziej stanowczo, władczo. Zaplotłam ręce na jego szyi. Zabawne. Mimo, że jestem dla niego niemiło i staram się go nie słuchać, to i tak w takich chwilach zawsze mu ulegam... Moje rozmyślenia przerwał okropny ból w okolicy uda. Spojrzałam na Itachiego. Jego twarz nie wyrażałam nic. Szybkim ruchem powędrowałam dłonią do uda... z którego sączyła się krew.Wystraszyłam się. Brunet przejechał mi przed oczami kawałkiem szkiełka. Tym samym, którym przed chwilą mnie zranił. Dotknął nim swoich ust i oblizał krew, która się na nim znajdywał.
-Ty dupku - zamachnęłam się i jednym precyzyjnym ruchem wymierzyłam mu policzek.
-Oh. Daję ci za dużo luzu - wyszeptał i cicho się zaśmiał. Chciałam już zejść z jego kolan, ale zatrzymał mnie i złapał za pośladki. Wstał. Aby nie spaść zaplotłam nogi wokół jego bioder.
Szedł przed siebie. Zatrzymał się i zrzucił mnie na łóżko. Podparłam się na łokciach. Dalej stał przede mną. Uchwycił mą zranioną nogę i zawiesiwszy ją na swoim ramieniu, nachylił się i językiem przejechał po ranie. Nie przeszkadzało mi to... w sumie nawet mi się to podobało. Odkąd tydzień temu tu zamieszkałam robił wiele dziwnych rzeczy. Im bardziej zagłębiam się w poznawanie jego charakteru, dochodzę do wniosku, że jest on trochę... psychiczny. Nie. Sadystyczny, tak to dobre określenie. Lubi się nade mną znęcać psychicznie, jak i fizycznie. Nie wiem tylko czemu mi się to tak podoba... Boję się go, ale i nie potrafię się już bez niego obejść.
Toksyczna miłość ? Psychiczna miłość ?
Ból powoli narastał. Nie mogłam nic zrobić. Brunet trzymał moje ręce nad głową,a drugą ręką siedząc na mnie okrakiem jeździł po brzuchu.
-Przestań. To już się robi bolesne.
-Yhymm - mruknął i kontynuował.
-Ja nie żartuję Itachi.
Odepchnęłam go. Wyprostował się i przez chwilę patrzył się na mnie. Potem bez słowa wstał i wyszedł z pokoju. Wrócił szybko z małym kuferkiem. Usiadł obok na łóżku i zaczął opatrywać moją nogę.
-Widzisz co zrobiłeś. Może w zamian to ty teraz będziesz mi usługiwał, aż rana się nie zagoi- prowokowałam go machając zalotnie wolną nogą.
-Nie prowokuj mnie.
-Co ? Nie słyszę ? Języka ci w ustach zabrakło ?
-Mój język jest naprawdę sprawny - oparł czoło na moim.
-Nie wierzę.
Przysunęłam się bliżej i zaczęłam go całować. Nie wydawał się zbytnio zdziwiony. Naparłam na niego dłońmi. Teraz to ja siedziałam na nim. Jego ręce masowały moje pośladki. Robiło mi się na przemian zimno i gorąco. Mógł mnie całować kiedy tylko by chciał... ale nic więcej. Nie jestem jeszcze chyba na więcej gotowa.
-Chcę cię mieć zawsze przy sobie. Uświadom sobie w końcu, że już nie ma ucieczki - wyszeptał mi do ucha, a ja na chwilę skamieniałam.
-Jeśli będę chciała to i tak ucieknę. Może nie wyglądam, ale mam wytrzymałe ciało. Trzy razy byłam postrzelona.
-Domyśliłem się po bliznach.
Opadłam na jego klatkę piersiową. Oddychał spokojnie i rytmicznie. Nawet się nie zorientowałam kiedy zasnęłam. Obudziłam się wcześnie. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 8. Przetarłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Dalej leżałam na Itachim. Wygląda strasznie rozkosznie jak śpi. Odgarnęłam kosmyki włosów z jego twarzy. Złapał mnie za nadgarstek.
-Nie śpisz ? - zapytałam.
-Nie. Już dawno wstałem.
-Głooodna jestem.
-Przygotuj łazienkę Sakuro.
-Tak, tak ale ja też idę się kąpać.
-Oh widzę, że ci się spodobało - mruknął przygryzając mi skórę na karku.
-Nic takiego nie powiedziałam. Ale mam ranną nóżkę i pamiętasz miałeś mi usługiwać....
-Ale ja nie mówiłem, że się zgadzam - cmoknął mnie lekko w usta. Po czym wziął mnie na ręce i poszliśmy do łazienki.
Tak jak ostatnio, poszłam rozebrać się za parawan, a Itachi siedział już w wannie. Po kąpieli wysuszył mi włosy i podał ciuchy.
-Nie założę tego. Nie ma mowy.
-Rób co każę - ścisnął mój nadgarstek.
-Ajć... to boli... BOLI IDIOTO ! - próbowałam wyszarpać rękę z jego uścisku - Dobra dawaj to.
Strój pokojówki. Niby nosiłam już taki. Niestety ten był jeszcze bardziej kusy. Widać mi było praktycznie majtki i połowę biustu, zakolanówki i o zgrozo... kocie uszka i ogon. Wiedziałam, że praktycznie tylko on mnie widzi, ale i tak to zbyt zawstydzające by paradować tak po domu.
-Itachii ... A czemu ja nie widziałam jeszcze, żadnych ludzi tu pracujących ?
-Bo wszyscy są w przeciwnym skrzydle domu.
-Ah. Zaprowadzisz mnie tam ?
-Nie ma takiej potrzeby.
-Ale ja nalegam - skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Yhym... Zaraz przyjadą tu różni ludzie. Spotkanie służbowe. Prosiłbym cię byś mi towarzyszyła.
-Chętnie. Ale nie mam żadnych ładnych ciuchów...
-Nie trzeba. Jesteś już ubrana - złapał mnie w pasie.
-Chyba se żartujesz. Przyjadą tu ważni ludzie, a ja tak na wpół rozebrana będę za tobą chodzić ? Jak ty to sobie wyobrażasz ?!
-Nie krzycz, nie masz prawa. O nic się nie martw. To są ludzie, którzy mnie dobrze znają...
-Ale gówno mnie to obchodzi. Będę się czuła po prostu niekomfortowo ! Nie rozumiesz ?
-Oj histeryzujesz - wyszedł trzaskając drzwiami.
Ten facet. Czasami zastanawiam się co z nim nie tak. Jest o dużo ode mnie starszy, a zachowuje się jak gówniarz. Aż do czasu spotkania, siedziałam w pokoju i czytałam przypadkową książkę wziętą z półki.
Nie byłam głodna. Czułam się niekomfortowo i tyle. Czytanie przerwał mi Itachi.
-Chodź- pociągnął mnie za rękę.
-Nie. Nie chcę ! - próbowałam strząsnąć jego dłoń.
-Nie pytam się czy chcesz.
Jestem zbyt mało asertywna...
Włóczyłam się za nim, aż dotarliśmy do ogromnych drzwi na końcu korytarza. Oczy wielu osób spoczęły na nas. Moja twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora. Stanęłam centralnie za Itachim, by nikt mnie nie zauważył.
-Witam wszystkich - brunet uśmiechnął się.
Po sali przeszły szmery.
-Zajmijcie miejsca - sam usiadł na jednym z foteli i kazał mi spocząć na jego kolanach. Usiadłam posłusznie.
Ludzie w garniturach patrzyli na mnie nieufnie.
-Jak dobrze wiecie poprosiłem was o przybycie, w pewnej sprawie...
Ciekawe...
-Chodzi głównie o fakt pozbycia się rodu Kurama.
Co ? Nie wierzę w to co słyszę !
-Tak masz rację Itachi. Jako głowa klanu nie możesz pozwolić, by ktoś nas przebił - mężczyzna podobny do Itachiego westchnął.
-Wuju Madaro jak ostatnio wspominałeś....
Nie słuchałam byłam za bardzo zszokowana rym co usłyszałam. Od zawsze ród Kurama sprzyjał mojemu. Co oznacza, że jeśli Itachi zaatakuje to mój klan, będzie im pomagał.
-Uchiha nie mogą pozwolić na upadnięcie...
Uchiha ? Nie przesłyszałam się ?! Ci Uchiha. Po krótkich przemyśleniach... tak to by się zgadzało. Słyszałam o nich, chociaż zbytnio nie interesują mnie sprawy mafii. Najważniejsza yakuza w kraju... Wszystko wskazuje na to, że mieszkam z człowiekiem, którego nie powinnam znać. Moje przybycie tu nie było przypadkiem ! Wstałam raptownie.
-Wytłumacz mi to ! - starałam się utrzymać głos w mocnej tonacji.
-Sakura nie teraz. Później ci to wytłumaczę.
-Wiedziałam, że jesteś dziwny, jednak nie że tak perfidnie mnie okłamujesz ! W tej chwili zabieram się stąd.
-Nie opuścisz tej rezydencji.
-Żebyś się nie zdziwił...
-A co jeśli powiem ci, że twoi rodzice kazali mi cię tu przyprowadzić ?
Nie możliwe. Moje serce raptownie zabiło. Czyli jestem ciągle oszukiwana. Co oni wszyscy knują. Cofnęłam się, po czym ruszyłam biegiem do pokoju. Muszę to wszystko przemyśleć.... To było zbyt nagłe...
Nic nie rozumiem ...
Nareszcie druga część napisana. Jakoś mi to tak mozolnie idzie...
Super. Chce więcej. bardzo mi się spodobał rozdział. Czyżby rodzice Saki oczekiwali czegoś od niej i Itachiego? jestem naprawdę ciekawa co takiego wydarzy się w następnym rozdziale. Czekam na kolejny !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Kimi-san
Aaaaaaaa! Znowu dostaje napadów skizofreni! Słysze jak woła mnie ten rozdział mówie ci! I bang jest fenomenalny!!!! Czyżby jej rodzice z pomocą jej za mąż wyjścia chcą połączyć dwa klany by niemieć problemów z naj naknajnajnajpotężniejszym klanem Uchiha? Ja będę druchnął i ciisza ma być!
OdpowiedzUsuńSpróbuj tylko zawieść bloga nogi ci z dupy powyrywam. Bo do bisania ręce są ci potrzebnie ⌒.⌒
Wesołych Świąt pozdro ZuDu ^.^