poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 3 "Twoja egzystencja"

Kolejny raz śniło mi się moje dzieciństwo. Wiecznie ta sama scena. Spotkanie mojego rodu z jakimś innym. Miałam w tedy 5... no może 6 lat. Nie pamiętam dokładnie. Siedziałam u mamy na kolanach, a ona po cichu bawiła się ze mną. Mój ojciec rozmawiał z jakimś mężczyzną, koło którego siedziała ładna, skromna kobieta- jego żona najprawdopodobniej. Na chwilę moje oczy zatrzymują się na chłopaku siedzącym niedaleko. Był starszy ode mnie trochę starszy. Miał dłuższe włosy i spokojny wyraz twarzy. Kiedy zorientował się, że spoglądam na niego uśmiechnął się lekko i puścił perskie oko. Chciałam do niego podejść jednak mama mi nie pozwoliła. Mój ojciec mówił coś głośno z poddenerwowaniem. Macham do chłopca, a on odmachuje. Dalej wszystko się rozmywa. 

     Leżałam na łóżku z głowom zakopaną w poduszki. Od tej całej chorej sytuacji robiło mi się niedobrze. Tak podle mnie oszukał, a ja już po woli zaczynałam go nie nie lubić. Westchnęłam. Nie odzywałam się już do niego od 3 dni. Nie przychodzi do pokoju, śpi w innym, nic nie mówi i czuć od niego alkoholem. W domu z resztą też mój ojciec miał przede mną tajemnice. Pozwalał mi na wiele, ale nigdy nie chciał tłumaczyć różnych spraw. Jestem jego następczynią, a wiem tyle ile wzięta z ulicy osoba.
      Dość mam takiego bezczynnego siedzenia i narzekania na swój los. Jestem pewna, że Itachi nie zrobi pierwszego kroku i mogę tu nieświadomie siedzieć do śmierci... Dzisiaj z nim porozmawiam. Nie ma na co czekać. Wyszłam z pokoju. Nie mam zielonego pojęcia gdzie w tym wielkim domu jest brunet. Powoli schodziłam po schodach i kierowałam się ku drzwi wejściowych gdyż zawsze kręciły się tam jakieś pokojówki. Akurat jedna sprzątała główny hol. Podeszłam do niej szybko.
-Przepraszam może wiesz gdzie jest Itachi ?
-To chyba ty jesteś jego prywatną pokojówką, więc powinnaś sama wiedzieć- wysoka blondynka z włosami zawiązanymi w kucyk spojrzała na mnie z oburzeniem.
-Nie mam żadnej potrzeby wiedzieć gdzie znajduje się ten idiota przez 24 godziny na dobę ...
-Myślisz, że jak jesteś z nim bliżej to jesteś kimś lepszym ?
-Proszę bardzo weź moją posadę. Mi w ogóle na tym nie zależy.
-Oh służąca, a taka pyskata....
-Nie masz najmniejszego prawa komentować mnie i mojego postępowania gdyż nie znasz mnie ani trochę.
-Wszystkie kręcące się koło rodu Uchiha są takie same- lecą tylko na kasę i władzę.
-Ale nie ja - zmierzyła mnie wzrokiem.
-Nie wydaje mi się... Ale powiem ci, gdyż później nie chcę mieć przechlapane. Jego pokój jest na drugim piętrze. Ostatni po lewej stronie.
-Dziękuję- wymusiłam uśmiech.
     Szybki krokiem ruszyłam w stronę mojego celu. Lekko się denerwowałam, lecz chciałam jak najszybciej dowiedzieć się o co tu tak właściwie chodzi. Może mi powie w końcu mam prawo wiedzieć o takich rzeczach.
     Stałam przed dużych rozmiarów drzwiami. Powoli nacisnęłam klamkę popychając w wolnym tempie drzwi. Przez narastającą szparę zobaczyłam, że w pokoju panuje ciemność, chociaż na dworze jest widno. Weszłam zdecydowanym krokiem. To ciemne firanki zasłaniały dopływ światła. Moje oczy w końcu przyzwyczaiły się do półmroku. Nie mogłam jednak znaleźć wzrokiem Itachiego. Coś poruszyło się na łóżku.  W pierwszej chwili wystraszyłam się, ale po pierwszym szoku podeszłam bliżej. Moim oczom ukazał się brunet śpiący w otoczeniu kilku butelek po alkoholu. Westchnęłam i pokręciłam głową. Taki duży mężczyzna, a jak dziecko się zachowuje. Pozbierałam wszystkie butelki i postawiłam je na stoliku nieopodal łóżka. W sumie to wyglądał uroczo w tych rozpuszczonych, długich włosach opadających mu na śpiącą twarz. Zauważyłam, że ubrany był w luźne pięknie zdobione kimono koloru krwi. Mimowolnie odgarnęłam mu delikatnie z twarzy niesforne kosmyki. Jego senne powieki zaczęły się otwierać, a ja szybko zabrałam dłoń. Spojrzała na mnie beznamiętnie i ziewnął ospale.
-Co tu robisz? - zapytał się przeczesując dłonią włosy.
-Chcę się w końcu dowiedzieć prawdy, a nie siedzieć bezczynnie. A tak właściwie co ty sobie wyobrażasz siedząc tu jak jakiś menel ?  Człowieku zachowuj się, tak jak przystało na głowę rodu.
-Ale ja nie chcę i nigdy nie chciałem. Nie moja wina, że urodziłem się jako pierwszy ...
-Masz rodzeństwo? - zapytałam, aby lekko rozluźnić rozmowę.
-Tak. Mam młodszego brata, który usilnie próbuje mnie zabić. Miłe co nie ?- uśmiechnął się kpiąco.
-Taaa... To co wytłumaczysz mi wszystko ?
-Aż tak bardzo chcesz wiedzieć o wszystkim ? Nie lepiej żyć w błogiej niewiedzy ?
-Nie. Czuję się swobodnie w twoim towarzystwie, no może nie zawsze, jeszcze mnie noga boli po twoim wybryku, ale skoro mam tu zostać to głupio bym się czuła wiedząc, że masz przede mną jakąś tajemnicę. Ty i moja rodzina.... - bawiłam się palcami.
-W gruncie rzeczy, to i tak prędzej czy później dowiedziałabyś się prawdy o wszystkim. Usiądź.
-Nie. Postoję.
-Siadaj ! - szarpnął mnie za rękę, tak że upadłam na łóżko.
-Śmierdzisz nadal alkoholem. Zostaw mnie.
-Mówi się trudno. Chcesz się dowiedzieć prawdy, to musisz to znieść.
-Niech ci będzie.
     Jego ręka wędrowała po mojej nodze. Nic nie mówiłam, ze względu na to że odrobinkę mi się to podobało i jak najszybciej chciałam wysłuchać tego co ma mi do powiedzenia.
-Zapewne tego nie pamiętasz, ale ja znam cię od urodzenia - świdrował mnie wzrokiem - Od samego początku twój los był w moich rękach.
-Nie rozumiem - zmrużyłam oczy.
-Narodziłaś się aby być przy mnie. Jesteś  "ofiarą" w celu udobruchania mojego rodu, aby nie zaatakował rodu Kurama i jednocześnie twojego bo sama przecież wiesz, że....
-Nasze rodziny są od siebie zależne. Jeśli my albo oni zostali by zaatakowani, ci drudzy muszą im pomóc.
-Tak dokładnie - pogłaskał mnie po głowie- Po raz pierwszy spotkaliśmy się gdy miałaś pięć lat. Naprawdę byłaś uroczym dzieckiem. Nawet machałaś do mnie i chciałaś podejść, jednak twoi rodzice robili wszystko, abyś jak najpóźniej dostała się w nasze ręce.
-Czyli to jednak nie był sen - moje oczy lekko zadrgały - Przyśniła mi się taka sytuacja.
-Nie powiem... Ciekawe. Tak więc teraz rozumiesz. Twoja egzystencja istnieje tylko dzięki mnie. Nie było by potrzeby, abyś przyszła na świat, gdyby ta sytuacja nie zaistniała. Twoja matka nie lubiła dzieci....
-A w moim śnie wydawała się taka dobra - łzy napłynęły mi do oczu.
-Czemu płaczesz ? - przytulił mnie do siebie.
-Nie wiem.... Zrobiło mi się nagle jakoś tak smutno i  łzy same popłynęły.
-Oj no już nie płacz, było minęło, teraz mogę się cieszyć obecnością takiej pięknej kobiety.
-Dziękuję za komplement, ale jakoś ciężko mi teraz myśleć o mojej rodzinie, która tak mnie okłamywała.
-Nie martw się moja rodzina cię za to lubi. Nie cała, ale większa część.
-Czyli do końca jednak nie jestem lubiana ? - uśmiechnęłam się przez łzy,
-Mój bart ma wiecznie jakieś pretensje do całego świata... To dzieciak, jest jeszcze głupi.
-I nie było łatwiej mi o wszystkim powiedzieć - dotknęłam jego policzka i przybliżając się do jego ust złożyłam na nich pocałunek.
-Nie chciałem abyś była przez takie błahostki smutna.
     Pogłębiliśmy pocałunki. Jedną ręką oparłam się o jego tors. Trwaliśmy tak przez chwilę, aż do momentu, w którym ktoś wszedł do pokoju.
-Młody paniczu ! Panicz Sasuke się tu zbliża.
-Kurwa. Zarządzam to co zawsze. Przygotować samochód !
-Itachi co się dzieje ?
-Nic. Na kilka dni musimy wyjechać. Miłe miejsce rozerwiesz się - nerwowo złapał mnie za dłoń.
-Kim jest ten Sasuke ? Czemu przed nim uciekasz ?!
-To mój brat. Nie nie uciekam, ale zawsze jak on tu przebywa, mogę mu zrobić coś złego, a tego ród by mi nie darował.
-Ah. Rozumiem.
-Wiesz, w lewym skrzydle domu mieszkają moi rodzice... Sytuacja za każdym razem nie wygląda dla mnie korzystnie. A nie chcę wchodzić w konflikt z tym gówniarzem...
-Okej rozumiem to co zbieramy się ? Muszę się spakować
-Nie. Nie musisz. Od samego początku byłem przygotowany na taką akcję, musimy iść tylko do samochodu - mówiąc to ubierał się w szybkim tempie.
-W sumie to co on by takiego mógł zrobić tobie, a ty jemu, jakby nie patrzeć jesteście rodziną, a...
-A rodzinie nie można ufać, to nie ja wynajmuję płatnych zabójców aby go zabili.
-Twój braciszek to niezłe ziółko.
-Kochanie nie chcesz go poznać - pocałował mnie w czoło - A teraz chodź.
     Nie pomyślałam, że ta wyprawa może mieć opłakane skutki. Ale kto się przejmuje wszystkim na zapas? Czasami jest na coś za późno, a coś innego się otwiera przed nami.